Wycieczka do Kazimierza Dolnego i Kozłówki
Dzień pierwszy.
Od dłuższego czasu wybieraliśmy
się z żoną do Kazimierza Dolnego. Zawsze jednak były różne powody aby jechać
gdzie indziej, a to bliżej, a to w bardziej znanym kierunku. Przypadek sprawił,
że któregoś dnia na początku lipca tego roku będąc z zoną w miesicie, , ku
mojemu zdziwieniu dostrzegłem ofertę wycieczki do Kazimierza właśnie, na dwa
dni, w rozsądnej cenie nawet.
Po niewielkim namyśle zapisaliśmy się na wycieczkę,
wpłaciliśmy co tam było trzeba ,no i już.
No właśnie, 28 sierpnia , w środku nocy, bo o 4 rano zbiórka
i ruszyliśmy w kierunku Wrześni, skąd zabraliśmy
kolejnych uczestników i pojechaliśmy w stronę autostrady. Pomknęliśmy szparko
ok.
No ale mniejsza o to. Wszystkim
bardzo dokuczały zaworki moczowe, ale jak na złość nie bardzo było gdzie się
zatrzymać. Wreszcie znalazł się parking z kawiarnią i tam był postój 40 minut.
Potem już prosto do Puław, skąd zabraliśmy przewodniczkę i krętymi, będącymi w
rozbudowie uliczkami pojechaliśmy, a właściwie powlekliśmy się w kierunku
Kazimierza.
Wreszcie ok. południa byliśmy na miejscu. Zaraz też
przewodniczka przystąpiła do swej pracy i poprowadziła nas brukowanymi „kocimi
łbami „ uliczkami do klasztoru Franciszkanów.
W moim albumie są zdjęcia z tego
klasztoru. Na uwagę zasługuje bez wątpienia ołtarz, który jest dwustronny, z
jednej strony w nabożeństwie uczestniczą wierni, a z drugiej zakonnicy.
Idąc klasztornym korytarzem, po prawej stronie spostrzegamy
podwórze ze starą, czynną studnią(vide album).Z klasztornego wzgórza zeszliśmy
na rynek. Słońce grzało coraz mocniej. Ustawiliśmy się w cieniu, naprzeciw
kupieckich kamienic, gdzie przewodniczka opowiedziała nam ich legendy, oraz
fakty.
Dalej, nie patrząc na coraz
większy upał, poszliśmy na tzw. Mały Rynek, gdzie pełno było różnych straganów
ze starociami i innymi lokalnymi dobrami.
Trasa naszej kazimierskiej eksploracji wiodła dalej na
wzgórze, na którym znajdowała się Fara. W kościele nie wolno było fotografować,
więc należy mi wierzyć na słowo. Było pięknie. Na szczególna uwagę zasługują
organy, które są jednymi z najstarszych w Polsce, w dodatku prawie nie
przerobione.
Po zwiedzeniu kościoła
przewodniczka zaproponowała spacer w kierunku wzgórza Trzech Krzyży. Ponieważ
wzgórze wznosiło się dość stromo, a nasze nogi były raczej sceptycznie
nastawione do dalszych wyczynów, poza tym nasze wnętrza wydawały dość
jednoznaczne odgłosy świadczące o potrzebach spożycia jakiegoś posiłku., więc
zrezygnowaliśmy z dalszej wspinaczki i schodząc nieco poniżej Fary, zjedliśmy
wspaniały obiad.
Tak wzmocnieni udaliśmy się już
indywidualnie na dalszą wędrówkę mającą na celu poczucie klimatu i atmosfery
Kazimierza. No cóż, klimat był, atmosfera też, ceny odpowiednie do klimatu i
atmosfery
Zwiedziwszy w spokoju sklepiki z różnościami, naoglądawszy
się architektury, usiedliśmy wreszcie na rynku na kawie i piwku, aby trochę
odpocząć.
To nie był koniec wrażeń. Ok. 17
wybrałem się w rejs po Wiśle. Była to naprawdę duża przyjemność. Wspaniale
widoki po obu stronach rzeki, wysokie urwiska, gdzieś tam komin domu Daniela
Koral Olbrychskiego, po prawej stronie ruiny zamku w Janowcu i w drodze
powrotnej ruiny zamku w Kazimierzu i sam Kazimierz widziany od strony rzeki. To
wszystko można zobaczyć w moim albumie.
Po tych wodnych przyjemnościach
do autokaru i już prawie bez przygód do Firleja, gdzie mielimy nocleg.
Napisałem prawie, bo ani kierowca, ani pilotka dokładnie znowu nie wiedzieli
jak jechać. Na nasze szczęście dotarliśmy na miejsce. Zjedliśmy tzw. obiadokolację(co
za konglomerat) i otrzymaliśmy przydział do pokoi.
No cóż, to było dopiero doświadczenie. Okazało się bowiem,
że nasze łóżko jest wodne, do tego, wg mnie z jakimś niedoborem wody, bo
strasznie się kołysało, chlupotało i choroba morska nawet dla starego wilka
morskiego była pewna. Poprosiliśmy więc o pokój mniej zbliżony do warunków
morskich i dostaliśmy. Dostaliśmy pokój 5-osobowy. No ale nic to. Byliśmy tak zmęczeni,
że padliśmy na te łóżka i posnęliśmy natychmiast.
Dzień nasępny.
Pobudka przed 8, o 8:30
śniadanie, dość obfite. Po śniadaniu do autokaru i w drogę. Do przejechania
było tylko
Jest to jedyne na Lubelszczyźnie muzeum-rezydencja.
Obejmuje XVIII-wieczny Zespół Pałacowo-Parkowy, Galerię Sztuki Socrealizmu,
Kaplicę Pałacową i powozownię.
Pałac w Kozłówce rozbudował Konstanty Zamoyski (1846-1923) -
I-szy ordynat kozłowiecki - czyniąc z niego wielkopańską rezydencję.
Przepiękne wnętrza pałacowe zachwycają bogatą kolekcją malarstwa, rzeźby,
grafiki i rzemiosła artystycznego z XVIII , XIX i XX wieku.
Wystrój wnętrz przebogaty: marmurowe kominki, miśnieńskie piece, ozdobne dębowe
parkiety, na ścianach wiszą obrazy i lustra w bogato złoconych ramach, okna
przesłonięte są kotarami i lambrekinami z jedwabnego adamaszku lub haftowanego
aksamitu, przepiękne meble wysokiej klasy, większość wyposażenia od prawie stu
lat znajduje się tam, gdzie była w czasach Zamoyskich, a wszystko to przywołuje
atmosferę dawnej siedziby magnackiej z czasów największej świetności.
Jest to najlepiej zachowana w Polsce rezydencja arystokratyczna, obecnie Muzeum
Zamoyskich. Wyróżnia się autentycznością i zachowaniem dawnego wyglądu, zarówno
we wnętrzach pałacu (niestety nie wolno robić zdjęć ) jak i jego
otoczenia.
PARK nawiązuje do klasycznej koncepcji z XVIII stulecia.
Część centralna to barokowy ogród francuski z setkami karminowych róż, otoczony
bukszpanowymi opaskami (vide album)
Od północy znajduje się część leśna, a od południa trawiaste kwatery.
W pawilonie północnym (dawnej powozowni) mieści się jedyna w Polsce i nieznana
w innych krajach europejskich GALERIA SZTUKI SOCREALIZMU otwarta w 1994 r.
Galeria prezentuje najciekawsze prace ze znajdujących się w Muzeum wielkich
zbiorów sztuki 1-szej poł. lat 50., które liczą ponad 1600 rzeźb, obrazów,
rysunków, grafik i plakatów. Są wśród nich dzieła czołowych polskich artystów.
Na zewnątrz galerii stoją zdemontowane pomniki m.in. Bolesława Bieruta (z Lublina), autorstwa Bronisława
Kubicy, Włodzimierza Lenina (z Poronina)(zdjęcie w albumie) - Dymitra Szwarca …
W POWOZOWNI można zobaczyć historyczne pojazdy konne z XIX i początku XX wieku
oraz różnego typu uprzęże końskie, zabytkowe siodła i akcesoria jeździeckie,
szereg ciekawych przedmiotów podróżnych oraz ciekawostki z dziedziny sportu i
turystyki.
W załączeniu jedno zdjęcie powozu, wykonane ukrytym aparatem.
No i KAPLICA PAŁACOWA (zdjęcia w albumie) zbudowana w latach 1903-1909
wzorowana jest na kaplicy królewskiej w Wersalu, skąd skopiowano sztukaterie,
kolumnadę, ołtarz i prospekt organowy. W prezbiterium znajduje się witraż ze
sceną Zwiastowania oraz pozostałe witraże z dekoracją geometryczną i herbem
Zamoyskich.
Ołtarz zdobiony jest brązami (figurami aniołów, główkami puttów i motywami
roślinnymi: antepedium z przedstawieniem złożenia do grobu) odlanymi przez
francuską firmę Le Val d'Osne.
Ciekawostką są organy z mechanizmem grającym organolą, zbudowane w 1907 roku
przez niemiecką firmę E. F. Walckera w Ludwigsburgu.
(zdjęcia).
Po takiej dozie wrażeń, około południa wystartowaliśmy do
domu. To ”wystartowaliśmy” to oczywiście w przenośni. Bo koło Radomia zaczęły
się gigantyczne korki. Ponieważ zaczął padać ulewny deszcz, odwołano w Radomiu
airshow i ludziska serwowali się do domu, więc łatwo można sobie wyobrazić, co
się działo. Dość powiedzieć, że przez Radom jechaliśmy ok. godziny. Zamówiony
obiad w Opocznie odsuwał się w bliżej nieokreślona przyszłość. Po kilku
przejechanych kilometrach napotkaliśmy na
wahadło, które spowodowało kolejne 40 minut opróżnienia, a obiad coraz
dalej. Wreszcie ok. 17 dojechaliśmy do Opoczna i do restauracji. No cóż obiadek
był bardzo dobry, z dużą ilością surówek i było ok. Jedliśmy go niespiesznie,
ze względu na kierowcę, który musiał mieć ustawową przerwę w podróży ale potem
już bez przeszkód prosto do Strykowa, z pominięciem Łodzi tym razem, gdzie,
rozpoczyna się autostrada. Tam tylko krótka przerwa i już prosto do domu. Tak
więc ok. 21:30 byliśmy w Gnieźnie.
W czasie podróży kierowca raczył nas komediami: była więc
„Co ludzie powiedzą” kilka odcinków z niezastąpioną Panią Bukiet-Żakiet,
Rychem, Powolniakiem i innymi, był „Tylko mnie kochaj”, kto nie widział, niech
zobaczy, urocza komedia, poza tym było sporo muzyki, ale już to sprawa gustu,
mnie się nie podobała.
No i na koniec trzeba by podsumować.
Kazimierz, owszem, ma atmosferę, ma klimat i wystarczyło mi
na jedno popołudnie. Czy chciałbym pojechać tam ponownie, chyba nie, bo co bym
miał tam robić?
Kozłówka? Piękny obiekt, sporo pięknego malarstwa. Urzekł
mnie szczególnie jeden obraz, znajdujący się w przedsionku chyba, mianowicie
„Polowanie na dzika”. Autor, którego nie znam, w mistrzowski sposób, stosując
proste środki wyrazu pokazał ogromny dynamizm przedstawionej sceny. No dobrze,
ale pałac widziałem i jest jeszcze wiele pałaców do obejrzenia w naszym kraju i
w moim rejonie też.
Każdego zachęcam jednak do odwiedzenia Kazimierza Dolnego,
bo warto, do popłynięcia Wisłą, bo bardzo przyjemnie, do zwiedzenia Kozłówki,
bo trzeba nasycić smak urokiem wnętrz, do odbycia wycieczki w ogóle, bo to
ogromna radość z poznawania innych miejsc.
Sierpień/Wrzesień
2009
Qr1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz