niedziela, 9 maja 2021

Kazimierz Dolny i Kozłówka 2018r.

 

Wycieczka do Kazimierza Dolnego i Kozłówki

 

 

Dzień pierwszy.

 

Od dłuższego czasu wybieraliśmy się z żoną do Kazimierza Dolnego. Zawsze jednak były różne powody aby jechać gdzie indziej, a to bliżej, a to w bardziej znanym kierunku. Przypadek sprawił, że któregoś dnia na początku lipca tego roku będąc z zoną w miesicie, , ku mojemu zdziwieniu dostrzegłem ofertę wycieczki do Kazimierza właśnie, na dwa dni, w rozsądnej cenie nawet.

Po niewielkim namyśle zapisaliśmy się na wycieczkę, wpłaciliśmy co tam było trzeba ,no i już.

No właśnie, 28 sierpnia , w środku nocy, bo o 4 rano zbiórka i  ruszyliśmy w kierunku Wrześni, skąd zabraliśmy kolejnych uczestników i pojechaliśmy w stronę autostrady. Pomknęliśmy szparko ok. 200 kilometrów i, okazało się, że ani kierowca, ani pilotka, właścicielka biura podróży, nie przygotowali się pod kątem drogowym i moim zdanie zjechaliśmy z autostrady za wcześnie i musieliśmy przepychać się przez całą Łódź, co zajęło nam ok. godziny.

No ale mniejsza o to. Wszystkim bardzo dokuczały zaworki moczowe, ale jak na złość nie bardzo było gdzie się zatrzymać. Wreszcie znalazł się parking z kawiarnią i tam był postój 40 minut. Potem już prosto do Puław, skąd zabraliśmy przewodniczkę i krętymi, będącymi w rozbudowie uliczkami pojechaliśmy, a właściwie powlekliśmy się w kierunku Kazimierza.

Wreszcie ok. południa byliśmy na miejscu. Zaraz też przewodniczka przystąpiła do swej pracy i poprowadziła nas brukowanymi „kocimi łbami „ uliczkami do klasztoru Franciszkanów.

W moim albumie są zdjęcia z tego klasztoru. Na uwagę zasługuje bez wątpienia ołtarz, który jest dwustronny, z jednej strony w nabożeństwie uczestniczą wierni, a z drugiej zakonnicy.

Idąc klasztornym korytarzem, po prawej stronie spostrzegamy podwórze ze starą, czynną studnią(vide album).Z klasztornego wzgórza zeszliśmy na rynek. Słońce grzało coraz mocniej. Ustawiliśmy się w cieniu, naprzeciw kupieckich kamienic, gdzie przewodniczka opowiedziała nam ich legendy, oraz fakty.

Dalej, nie patrząc na coraz większy upał, poszliśmy na tzw. Mały Rynek, gdzie pełno było różnych straganów ze starociami i innymi lokalnymi dobrami.

Trasa naszej kazimierskiej eksploracji wiodła dalej na wzgórze, na którym znajdowała się Fara. W kościele nie wolno było fotografować, więc należy mi wierzyć na słowo. Było pięknie. Na szczególna uwagę zasługują organy, które są jednymi z najstarszych w Polsce, w dodatku prawie nie przerobione.

Po zwiedzeniu kościoła przewodniczka zaproponowała spacer w kierunku wzgórza Trzech Krzyży. Ponieważ wzgórze wznosiło się dość stromo, a nasze nogi były raczej sceptycznie nastawione do dalszych wyczynów, poza tym nasze wnętrza wydawały dość jednoznaczne odgłosy świadczące o potrzebach spożycia jakiegoś posiłku., więc zrezygnowaliśmy z dalszej wspinaczki i schodząc nieco poniżej Fary, zjedliśmy wspaniały obiad.

Tak wzmocnieni udaliśmy się już indywidualnie na dalszą wędrówkę mającą na celu poczucie klimatu i atmosfery Kazimierza. No cóż, klimat był, atmosfera też, ceny odpowiednie do klimatu i atmosfery

Zwiedziwszy w spokoju sklepiki z różnościami, naoglądawszy się architektury, usiedliśmy wreszcie na rynku na kawie i piwku, aby trochę odpocząć.

To nie był koniec wrażeń. Ok. 17 wybrałem się w rejs po Wiśle. Była to naprawdę duża przyjemność. Wspaniale widoki po obu stronach rzeki, wysokie urwiska, gdzieś tam komin domu Daniela Koral Olbrychskiego, po prawej stronie ruiny zamku w Janowcu i w drodze powrotnej ruiny zamku w Kazimierzu i sam Kazimierz widziany od strony rzeki. To wszystko można zobaczyć w moim albumie.

Po tych wodnych przyjemnościach do autokaru i już prawie bez przygód do Firleja, gdzie mielimy nocleg. Napisałem prawie, bo ani kierowca, ani pilotka dokładnie znowu nie wiedzieli jak jechać. Na nasze szczęście dotarliśmy na miejsce. Zjedliśmy tzw. obiadokolację(co za konglomerat) i otrzymaliśmy przydział do pokoi.

No cóż, to było dopiero doświadczenie. Okazało się bowiem, że nasze łóżko jest wodne, do tego, wg mnie z jakimś niedoborem wody, bo strasznie się kołysało, chlupotało i choroba morska nawet dla starego wilka morskiego była pewna. Poprosiliśmy więc o pokój mniej zbliżony do warunków morskich i dostaliśmy. Dostaliśmy pokój 5-osobowy. No ale nic to. Byliśmy tak zmęczeni, że padliśmy na te łóżka i posnęliśmy natychmiast.

 

Dzień nasępny.

 

Pobudka przed 8, o 8:30 śniadanie, dość obfite. Po śniadaniu do autokaru i w drogę. Do przejechania było tylko 12 kilometrów. Dotarliśmy do Zespołu Pałacowo-Parkowego w Kozłówce. Tu wypada przedstawić garść informacji o PAŁACU ZAMOYSKICH W KOZŁÓWCE.

Jest to jedyne na Lubelszczyźnie muzeum-rezydencja.
Obejmuje XVIII-wieczny Zespół Pałacowo-Parkowy, Galerię Sztuki Socrealizmu, Kaplicę Pałacową i powozownię.
Pałac w Kozłówce rozbudował Konstanty Zamoyski (1846-1923) -
I-szy ordynat kozłowiecki - czyniąc z niego wielkopańską rezydencję.
Przepiękne wnętrza pałacowe zachwycają bogatą kolekcją malarstwa, rzeźby, grafiki i rzemiosła artystycznego z XVIII , XIX i XX wieku.
Wystrój wnętrz przebogaty: marmurowe kominki, miśnieńskie piece, ozdobne dębowe parkiety, na ścianach wiszą obrazy i lustra w bogato złoconych ramach, okna przesłonięte są kotarami i lambrekinami z jedwabnego adamaszku lub haftowanego aksamitu, przepiękne meble wysokiej klasy, większość wyposażenia od prawie stu lat znajduje się tam, gdzie była w czasach Zamoyskich, a wszystko to przywołuje atmosferę dawnej siedziby magnackiej z czasów największej świetności.
Jest to najlepiej zachowana w Polsce rezydencja arystokratyczna, obecnie Muzeum Zamoyskich. Wyróżnia się autentycznością i zachowaniem dawnego wyglądu, zarówno we wnętrzach pałacu (niestety nie wolno robić zdjęć  ) jak i jego otoczenia.
PARK nawiązuje do klasycznej koncepcji z XVIII stulecia.
Część centralna to barokowy ogród francuski z setkami karminowych róż, otoczony bukszpanowymi opaskami (vide album)
Od północy znajduje się część leśna, a od południa trawiaste kwatery.
W pawilonie północnym (dawnej powozowni) mieści się jedyna w Polsce i nieznana w innych krajach europejskich GALERIA SZTUKI SOCREALIZMU otwarta w 1994 r.
Galeria prezentuje najciekawsze prace ze znajdujących się w Muzeum wielkich zbiorów sztuki 1-szej poł. lat 50., które liczą ponad 1600 rzeźb, obrazów, rysunków, grafik i plakatów. Są wśród nich dzieła czołowych polskich artystów.
Na zewnątrz galerii stoją zdemontowane pomniki m.in. Bolesława Bieruta (z Lublina), autorstwa Bronisława Kubicy, Włodzimierza Lenina (z Poronina)(zdjęcie w albumie) - Dymitra Szwarca …
W POWOZOWNI można zobaczyć historyczne pojazdy konne z XIX i początku XX wieku oraz różnego typu uprzęże końskie, zabytkowe siodła i akcesoria jeździeckie, szereg ciekawych przedmiotów podróżnych oraz ciekawostki z dziedziny sportu i turystyki.
W załączeniu jedno zdjęcie powozu, wykonane ukrytym aparatem.
No i KAPLICA PAŁACOWA (zdjęcia w albumie) zbudowana w latach 1903-1909 wzorowana jest na kaplicy królewskiej w Wersalu, skąd skopiowano sztukaterie, kolumnadę, ołtarz i prospekt organowy. W prezbiterium znajduje się witraż ze sceną Zwiastowania oraz pozostałe witraże z dekoracją geometryczną i herbem Zamoyskich.
Ołtarz zdobiony jest brązami (figurami aniołów, główkami puttów i motywami roślinnymi: antepedium z przedstawieniem złożenia do grobu) odlanymi przez francuską firmę Le Val d'Osne.
Ciekawostką są organy z mechanizmem grającym organolą, zbudowane w 1907 roku przez niemiecką firmę E. F. Walckera w Ludwigsburgu.
(zdjęcia).

Po takiej dozie wrażeń, około południa wystartowaliśmy do domu. To ”wystartowaliśmy” to oczywiście w przenośni. Bo koło Radomia zaczęły się gigantyczne korki. Ponieważ zaczął padać ulewny deszcz, odwołano w Radomiu airshow i ludziska serwowali się do domu, więc łatwo można sobie wyobrazić, co się działo. Dość powiedzieć, że przez Radom jechaliśmy ok. godziny. Zamówiony obiad w Opocznie odsuwał się w bliżej nieokreślona przyszłość. Po kilku przejechanych kilometrach napotkaliśmy na  wahadło, które spowodowało kolejne 40 minut opróżnienia, a obiad coraz dalej. Wreszcie ok. 17 dojechaliśmy do Opoczna i do restauracji. No cóż obiadek był bardzo dobry, z dużą ilością surówek i było ok. Jedliśmy go niespiesznie, ze względu na kierowcę, który musiał mieć ustawową przerwę w podróży ale potem już bez przeszkód prosto do Strykowa, z pominięciem Łodzi tym razem, gdzie, rozpoczyna się autostrada. Tam tylko krótka przerwa i już prosto do domu. Tak więc ok. 21:30 byliśmy w Gnieźnie.

W czasie podróży kierowca raczył nas komediami: była więc „Co ludzie powiedzą” kilka odcinków z niezastąpioną Panią Bukiet-Żakiet, Rychem, Powolniakiem i innymi, był „Tylko mnie kochaj”, kto nie widział, niech zobaczy, urocza komedia, poza tym było sporo muzyki, ale już to sprawa gustu, mnie się nie podobała.

No i na koniec trzeba by podsumować.

Kazimierz, owszem, ma atmosferę, ma klimat i wystarczyło mi na jedno popołudnie. Czy chciałbym pojechać tam ponownie, chyba nie, bo co bym miał tam robić?

Kozłówka? Piękny obiekt, sporo pięknego malarstwa. Urzekł mnie szczególnie jeden obraz, znajdujący się w przedsionku chyba, mianowicie „Polowanie na dzika”. Autor, którego nie znam, w mistrzowski sposób, stosując proste środki wyrazu pokazał ogromny dynamizm przedstawionej sceny. No dobrze, ale pałac widziałem i jest jeszcze wiele pałaców do obejrzenia w naszym kraju i w moim rejonie też.

Każdego zachęcam jednak do odwiedzenia Kazimierza Dolnego, bo warto, do popłynięcia Wisłą, bo bardzo przyjemnie, do zwiedzenia Kozłówki, bo trzeba nasycić smak urokiem wnętrz, do odbycia wycieczki w ogóle, bo to ogromna radość z poznawania innych miejsc.

 

 

 Sierpień/Wrzesień 2009                                                                                      Qr1                                                                                                          

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz